Wojna Afrykańska
Wojska egipskie spoglądające z daleka na Kartaginę
Preludium
Incydent w cieśninie gibraltarskiej odcisnął nad wyraz widoczne piętno na dotychczas niczym nie zmąconych relacjach trzech państw afrykańskich. Od czasów zniszczenia Kartaginy przez Faraona, za wyjątkiem małych, lokalnych incydentów, nikt nie śmiał zaburzyć pokoju i sielskiej atmosfery. Wręcz przeciwnie, władcy byli tak mili że brali synów swoich sąsiadów na wychowanie. Mimo ugody macedońskiej, obie strony ciągle się zbroiły, jak gdyby czas wszechobecnego pokoju miał się kiedyś skończyć. Po niespełna dekadzie, wydaje się, że właśnie dobiega on końca...
Między młotem a kowadłem
Sytuacja Sułtana Kartaginy nie była do pozazdroszczenia. Od kilku lat wydawało się, że gospodarka Kartaginy rośnie w oczach, odbudowując się po ostatniej wojnie z Egiptem. Odbudowany został dosyć duży uniwersytet, odbudowana została nie tylko stolica, ale pobudowanych zostało kilka nowych miast, które stanowiły bezpieczną przystań dla kupców, podróżujących lub wracających z Nowej Kartaginy, Genui czy Aleksandrii. Im bardziej nieprzyjemna stawała się atmosfera, tym większe rozterki targały Sułtanem i Radą. Z jednej strony państwo despoty nad Nilem, który nienawidzi muzułman, z drugiej strony Kalif, któremu trzeba płacić trybut i na sznurku którego się pozostaje. Mimo ogłoszenia neutralności, Sułtan i Rada nie mieli wątpliwości z kim lepiej trzymać - gdyby Faraon zajął Kartagine, historia powtórzyłaby się po raz trzeci.
Wody!
Albo Faraon miał oczy dookoła głowy, albo bardzo skutecznie działający wywiad - już od początku roku nikt nie miał wątpliwości, że neutralność sułtana to tylko pozory. Na stolicę Republiki ruszyła armia Faraona licząca blisko 2,5 tysiąca żołnierzy. Może i siły nie zachwycały liczebnością, jak na możliwości Aleksandrii, ale większość z nich stanowiła kawaleria, doskonale radząca sobie w warunkach afrykańskich, średniozbrojna piechota zwana Strażnikami Faraona oraz prawdziwy młot na wrogów - słonie bojowe. Nim jednak armia stanęła pod Kartaginą, w mieście i okolicach zaczęło brakować wody. Okazało się bowiem, że studnie zostały zatrute, strażnicy którzy nich strzegli zasztyletowani a jeden ze spichlerzy miejskich spłonął w noc poprzedzającą przybycie zastępów syna Ra. Im z kolei wody nie brakowało. Faraon, planując wojnę, już dawno temu wybudował na granicy sieć zbiorników wodnych, które miały dostarczać jego armii płyn życia. Pod wały miejskie podciągnięto katapulty i zaczęto, w zamyśle krótkie i szybkie oblężenie.
Pan Maluśkiewicz, czyli flota Egiptu
Wojska Kalifa składały się z dwóch armii - lądowej, które przekroczywszy Gibraltar ruszyła wesprzeć swojego wasala oraz ogromnej, niespotykanej jeszcze dotąd na świecie floty, liczącej być może i kilkadziesiąt okrętów. Ta ostatnia, miała za zadanie spalić Aleksandrię, wywołać bunt w Berytos oraz zniszczyć inne miasta Egipskie. Najpierw jednak należałoby rozbić flotę Egipską, która płynęła ku Kartaginie. Gdy przeogromna flota Faraona, składająca się z jednego okrętu (sic!) wpłynęła na wody Sułtana, wystarczyło by dromon wchodzący w skład floty Kalifa, strzelił do niej z balisty uszkadzając okręt i zabijając kilku najemników. Nie wyjęto nawet mieczy, gdyż reszta żołnierzy Faraona poddała się natychmiast. Dowodzący flotą admirał Sindbad zwany Żeglarzem, dostał następnie cynk od umyślnych z lądu, że armia Faraona wcale nie jest tak liczna jak mogłoby się wydawać i warto spróbować rozbić ich w bitwie. Flota zatem wysadziła się na północnym wybrzeżu Kartaginy, oczekując na przybycie armii lądowej, która z racji maszerowania lądem, była znacznie wolniejsza. Kartaginę zaczęły ostrzeliwać katapulty Faraona a z miasta widać było łunę płonącego spichlerza, gdy wreszcie nadeszła opóźniona Armia Kalifa.
Wielbłądzi jeźdźcy
Tereny pustynne nie sprzyjały przemarszom. Nie mówimy nawet o armii, ale o karawanach kupieckich. Wszyscy słyszeli co stało się z wyprawą ekspedycyjną zorganizowaną przez niegdysiejszego protektora Syrakuz. Faraon jednak, sformował oddziały wielbłądzie, selekcjonując poszczególne gatunki, które były odporniejsze na niedogodności piasków pustyni. Klikuset jeźdźców zostało wysłanych na poszczególne miasta Kalifatu i Republiki południowymi terenami. Pierwszy z nich, zajął na chwilę Algiers, jednak gdy jednak po krótkim czasie lądem nadciągnęła maszerująca pod Kartaginę armia Kalifa, musieli się wycofać. Drugi oddział zakręcił się koło miasta Russadr, jednak ze względu na obecność wojsk Kalifa, nie dokonywano próby przejęcia miasta. Trzeci oddział zaś, popędził na swoich dromaderach zajmując Agadir. Mimo, że nie udało się może wykonać w pełni planu i przejąć wszystkich celów, to obecność ich w okolicach większych miast, będących w dodatku szlakami zaopatrzeniowymi, powoduje iż część kolumny marszowej Kalifa, musiała oddelegować niewielkie oddziały do zabezpieczenia ich, osłabiając tym samym główną armię.
O tym co się działo przed bitwą oraz sprawa słoni bojowych
Gdy w końcu pod Kartaginę nadciągnęła reszta armii Kalifa, miasto, jak się okazało wcale nie trzyma się resztkami sił a wojska nie umierają z pragnienia. Niezaprzeczalne panowanie nad morzem umożliwiło dostarczanie zaopatrzenia i wody okrętami i łodziami, zarówno dla wojska, jak i dla miasta. W międzyczasie admirał Simbad wysłał kilka okrętów zwiadowczych na wschód, by zbadać sytuację. Okazało się, że w Aleksandrii i reszcie miasto stacjonują dosyć silne garnizony, więc rajd, w tej sytuacji byłby bardzo ryzykowny. Wobec tego, wysłane okręty zablokowały Aleksandrię, uniemożliwiając przybywanie do niej i odpływanie kupców.
Pod Kartaginą połączona armia Kalifa i Sułtana liczyła ponad 4 tysiące żołnierzy, z czego ponad tysiąc stanowiła kawaleria, resztę zaś głównie solidna piechota andaluzyjska i tarczownicy. Po drugiej stronie stanęło 2,5 tysiąca Egipcjan oraz 25* słoni bojowych. Widoczna dysproporcja sił, nie zniechęciła jednak Anubisa. W wojsku nie było ani jednego słabo uzbrojonego, ani słabo wyszkolonego żołnierza, a słonie bojowe stanowiły wyraźny atut.
Jeszcze przed wymarszem wojsk z Nowej Kartaginy, wojska był oswajane z widokiem słoni, specjalnie ściągnięte w tym celu słonie z Afryki maszerowały ciągle nieopodal wojska, by ludzie i konie oswoiły się z ich widokiem. Podczas bitwy, stosowano także wszelkiego rodzaju odstraszacze, próbowano przestraszyć słonie przeciwnika, jednak skutek obu działań był różny. Szybko okazało się bowiem, że słonie Faraona nie są zwykłymi słoniami, na których ustawiono kosze z łucznikami. Były to staranie wyselekcjonowane, ogromne, podlegające specjalnemu i długotrwałemu szkoleniu zwierzęta, opancerzone kolczugami, karwaszami oraz pancerzami na łby, które raczej nie bały się ognia ani hałasu.
Bitwa pod Kartaginą
Bitwa rozpoczęła się dość szybko i zdecydowanie. Szarża przepełnionych nienawiścią do muzułmanów czarnych wojowników egipskich wspartych resztą kawalerii Faraona spotkała się ze zdecydowanym oporem rycerstwa Kalifatu oraz lekkich i średniozbrojnych jeźdźców. W tym samym czasie strażnicy faraona starli się z piechotą andaluzyjską oraz resztą oddziałów wroga. Początkowo, rycerstwo uktalijskie wraz z jazdą arabską odrzuciło wroga, jednak po krótkiej walce ciężkie pospolite ruszenie zaczęło męczyć się w swoich ciężkich kolczugach, wyrównując szanse walki. Piechota Faraona zaś zaczęłą być spychana do defensywy - przewaga liczebna i jakościowa piechoty wroga dała o sobie znać.
Wobec tego, Anubis postanowił wysłać na zmęczonego już wroga główny atut swojej armii - słonie bojowe. W miejsce jazdy, całą siłą uderzyły ogromniaste, opancerzone słonie, wzbudzając strach nie tylko w koniach wroga, ale także w ich wojownikach, raniąc ich, kalecząc i tratując. Oszczepnicy na koszach grzbietowych razili dodatkowo przeciwnika, dodając im strat. Dowodzący armią Kalifatu Walid al-Chad, uznał że należy wycofać wojska, by pierwszy strach i przerażenie żołnierzy minęło. Zatrąbiono odwrót, i jednocześnie rozpoczęto wycofywać piechotę, która była już bliska złamania oporu strażników faraona. Odwrót był jednak uporządkowany, gdyż znaczna przewaga liczebna zjednoczonych uktalistów oraz wyjście z miasta garnizonu, umożliwiły sprawne jego przeprowadzenie.
Wojska zreorganizowały się kilka mil i uderzyły na wroga ponownie, jeszcze tego samego dnia. Tym razem, udało się przełamać opór przeciwnika i zmusić go do odwrotu, jednak w dalszym ciągu nie było to zwycięstwo pewne, a być może w ogóle nie było to zwycięstwo. Słonie bojowe bowiem były orzechem nie do zgryzienia dla wojsk Kalifatu i Republiki. Opancerzone, były odporne na strzały oraz włócznie i dopiero podcięcie im goleni, powodowało upadek kolosów. Faraon wycofał się w takim samym trybie jak chwilę temu jego przeciwnicy, w szyku bojowym wracając na swoje tereny.
Lizanie ran i kłopoty w Iberii
Zarówno wojska Faraona, jak i Kalifatu nie miały wystarczająco odwagi, a pewnie i sił by zaatakować. Obie armie były mocno pokiereszowane starciem. Miasto zostało ocalone, jednak sytuacja nie dawała powodów do zadowolenia. Z Iberii przyszły bowiem informacje, o napaści Cesarza Zachodniorzymskiego na Nawarrę. Gdy rycerstwo usłyszało o najeździe na ich ojczyznę, wystosowało prośbę do Walid al-Chada by puścił ich do domu, w innym razie odejdą bez rozkazu, bronić swoich rodzin przed znienawidzonymi sługusami cesarza. Rycerz zgodził się, musiał zresztą oddelegować część sił wobec ataku nieprzyjaciela. Rycerstwo wsiadło więc na holki i dosyć szybko, dotarło do Iberii.
Powstanie w Berytos
Lato mijało a do kolejnego starcia ciągle nie dochodziło. Al-Chad, w porozumieniu z Simbadem Żeglarzem, zdecydowali więc o próbie wykonania planu - spalenia Aleksandrii lub wywołania powstania w Berytos. Obsadzone okręty Kalifa przez cały czas pływały po wybrzeżu Egiptu, Syrii i Cypru, dając załodze osad znać o tym, że w każdej chwili mogą zdesanować swoje armie i podjąć próbę przejęcia miast. Garniozn więc nie ruszał się stamtąd nawet o krok, widząc znaczną ilość łodzi muzułmanów. Simbad wykorzystując okręty, zapakował oddziały tarczowników i piechurów andaluzyjskich płynąc na Berytos. Logiczne było bowiem, że stolica Egiptu była bowiem zbyt dobrze broniona. Bertos zaś zdawało się obsadzone słabiej, a w dodatku ogromna część mieszczan była jeszcze muzułmanami. Kupcy zaś pamiętali i tęsknili za swoimi wpływami jakie mieli w Świętym Państwie Mahometa. Desant został przeprowadzony sprawnie i szybko. Walki w mieście trwały jednak krótko - kupcy już od dawna mieli nadzieję na wyzwolenie i złapali za broń. Wspierani przez Żeglarza, ogłosili powstanie Republiki Berytos oraz jej sojusz z Kalifatem.
Ponowne oblężenie Kartaginy
Gdy część wojsk została wysłana do Berytos, Anubis widocznie mając szpiegów zarówno w mieście, jak i armii wroga, zreorganizował siły i podjął ostrożną lecz zdecydowaną próbę uderzenia. Tym razem Walid świadomy osłabienia armii odejściem rycerstwa do Iberii oraz części piechoty do Berytos, wycofał się bez walki. Mimo osłabienia, dysponował jednak wystarczająco dużymi siłami, by wojska Faraona nie czuły się swobodnie. Miasto zostało jednak otoczone pierścieniem i ostrzał wałów z katapult rozpoczął się ponownie.
Koniec roku bożego
Koniec roku przedstawia się następująco: Główna armia Faraona oblega Kartaginę. Kilkanaście mil na zachód, stacjonuje wciąż silna armia Kalifa i Sułtana. Miasto raczej nie padnie z głodu - do portu bowiem wziąć przybijają okręty i łodzie z zaopatrzeniem i wodą. Całe wojsko Kalifatu jest zmuszone kurczowo trzymać się brzegu, gdyż mimo utrzymywania Russsadru, Algiersu i Tingisu, poza miastami, na całym wybrzeżu ciągle kręcą się nieuchwytni wojownicy wielbłądzi Faraona, uniemożliwiając jakikolwiek transport zaopatrzenia drogą lądową. Droga morska jest w zasadnie jedyną, która umożliwia wykarmienie sił i ich koordynację. Nie zapowiada się jednak by panowanie morskie Kalifatu zostało zachwiane. Flota Kalifa oraz Sułtana może liczyć nawet i kilkadziesiąt łodzi, nie tylko langskipów ale także większych kog, holków a nawet jak odczuli to najemnicy egispcy, dromona. Siły lądowe Kalifatu są jednak rozciągnięte - część z nich musi stacjonować w Repbulice Berytos, gdyż dopiero co powstałe państewko nie ma swoich sił. W dodatku, teraz już pewna wojna z Cesarstwem, nie napawa Kalifa optymizmem. Sułtan też nie ma powodów do radości - jeżeli odsiecz nie przybędzie i katapulty zrobią jeszcze kilka wyłomów w mieście, niechybnie nastąpi szturm a miasto zostanie zdobyte.
- Mapa:
-30 prestiżu dla Egiptu za złamanie Umowy Macedońskiej i złamanie paktu o nieagresji
*Oddział słoni bojowych liczy 5 sztuk oraz 25 ludzi.
Prestiżu za działania wojenne nie przyznaje ani nie odbieram, gdyż sytuacja na froncie jest tak zmienna i niestabilna, że wszystko może się zmieć w ciągu jednej tury. Zmiany prestiżowe skumuluje i dam po wojnie