Historia pewnego mostu
Mostowe Trolle istnieją tylko w ludowych wyobrażeniach. Niestety...
Mostowe Trolle istnieją tylko w ludowych wyobrażeniach. Niestety...
[justify]Rzeki to jedne z tych naturalnych barier, obok gór czy głębokich lasów, które często wytyczają granice państw. Tak właśnie jest także na gorącej Iberii, gdzie jedną z granicznych rzek jest Duero. I na tej rzece stoi pobudowany przed wieloma laty most. Tego typu infrastruktura ma to do siebie jednak, iż wraz z biegiem czasu kruszy się i niszczeje - wymaga zatem utrzymania. Przed kilkoma laty zatem lokalni urzędnicy z obu stron rzeki - to jest Rzymu (wtedy jeszcze Atlantydy) oraz Kalifatu doszli do porozumienia i wspólnymi siłami, dzieląc się po równo kosztami, doprowadzili do odbudowy mostu. Piękny przykład sąsiedzkiej współpracy ułatwił niezwykle lokalny handel oraz wzbogacił okolicę.
Rzecz się oczywiście tak miło nie skończyła. Po kilku miesiącach, czy to w wyniku błędów przy konstrukcji, słabego budulca bądź wyjątkowych deszczy w ostatnim okresie, na moście pojawiły się rysy, a potem pęknięcia. Nawet taki felerny most był jednak lepszy niż jego poprzednia wersja, lokalni urzędnicy po krótkich dysputach doszli więc do wniosku, iż większego problemu nie ma. W ciągu kilku ostatnich lat jednak doszło do prężnego rozwoju handlu i rzemiosła na terenie Kalifatu, a niegdyś nieuczęszczanymi trasami wyruszyła do Teb oraz innych miast Rzymu żelazna surówka, a także - w mniejszych ilościach - złota biżuteria, drogocenne tkaniny czy szkło.
Coraz częstsze podróże przez most nad Duero doprowadziły jednak do jego dalszego przeciążania. A że w księgach napisano o niedawnej naprawie - nikt się stanem mostu za bardzo nie interesował. Tak więc most niszczał i słabł - aż musiała przydarzyć się tragedia. Jakub ibn Batat, znany magnat kupiecki z Kalifatu, był jednym z przodowników w handlu między krajami, często posyłając karawany z Nowej Kartaginy do Nowych Teb. Nieszczęśliwie jednak jedna z tych karawan, prowadzona przez jego pierworodnego syna, przekraczała wspomiany już most. Ciężkie woły, ciągnące wozy wyładowane biżuterią, fatałaszkami, przyprawami, a przede wszystkim żelazem - okazały się być zbyt wielkim wyzwaniem dla nadwyrężonych przęseł. Gdy całość transportu znalazła się na środku przeprawy podpory pękły, a cały ładunek wpadł do rzecznej toni. Towary przepadły, niewielu również zdołało przeżyć wypadek - pośród zmarłych znalazł się także Ibrahin, syn Jakuba.
Zdruzgotany Ojciec prędko zaczął domagać się znalezienia winnego. Kalifaccy urzędnicy rozłożyli jednak ręce, zwalając winę na swoich kolegów po fachu z Cesarstwa Zachodniorzymskiego, co szybko podłapał i Jakub. Oskarżono więc leniwych giaurów, domagając się od nich stu kwart złota - pięćdziesiąt za straty materialne, pięćdziesiąt za straty moralne i śmierć syna. Gryzipiórki z Rzymu jednak nie mają możliwości zapłaty takiej kwoty, sprawa prędko zaś ruszyła w górę hierarchii, docierając aż do Cesarza. W Nowej Kartaginie zaś korzystając z koneksji Jakub wywindował sprawę aż do Dworu Kalifa, domagając się (a raczej uniżenie prosząc) o podjęcie działań w celu postawienia giaurów do pionu.
Napięcie po jednej i drugiej stronie wzrasta...