Niespodziewana inwazja
Gdy protektor Syrakuz wydawał rozkaz do ataku na Wiedeń, rozmowa z głównodowodzącym armią rycerzem Salomone de Chiaramonte wyglądała zapewne mniej więcej tak:
- Mam plan.
- Jaki?
- Kurwa sprytny
- Jaki?
- Kurwa sprytny
Zajęcie Tyrolu
Marsz przez Alpy i Tyrol nie należał do najłatwiejszych zadań
Gromadzące się w Szwajcarii włoskie siły liczyły około 1500 tysiąca ludzi i ich przygotowań nie udało się ukryć. Bracia zakonni nie wierzyli jednak, że to oni padną ofiarą napaści, dlatego niespecjalnie interesowali się zachodnimi krańcami swojego państwa, ograniczając się jedynie do patrolowania granicy w okolicach Monachium. Syrakuzyjczycy jednak zdecydowali się zaskoczyć nieprzyjaciela i późną wiosną pomaszerowali przez Alpy, co udało się tylko i wyłącznie dzięki pochodzącym z tych okolic najemnikom. Gdy pierwsze oddziały włoskie wkroczyły do Tyrolu, zaskoczenie mieszkańców było ogromne. Problem w tym, że w związku z nadzwyczajnie ulewną wiosną, opóźnieniem podjęcia decyzji o wyruszeniu, niewielkimi zapasami zaopatrzenia i trudnościami aprowizacyjnym przez góry, Chiaramonte posuwał się ze swoją piechotą bardzo powoli, a były tygodnie, gdy armia obozowała w miejscu przez tydzień, czekając na znalezienie odpowiedniego miejsca do przeprawy, jednocześnie ogałacając okolice do gołej ziemi. Nie dziwi więc, że straty spowodowane przez dezercję, odmrożenia i głód były spore, zanim jeszcze doszło do jakiejkolwiek walki. Skromne siły kawaleryjskie zdołały jednak zająć z zaskoczenia Innsbruck i Salzburg wraz z znajdującymi się w osadach spichlerzami, co pozwoliło na jako takie zaopatrzenie reszty armii, gdy ta w końcu do nich dotarła. Mozolna podróż trwała przez całe lato, jesień spędzono na zabezpieczaniu tyłów i rekonesansie po wyjściu na bardziej dogodny do prowadzenia kampanii teren. Niestety pierwsze październikowe przymrozki i listopadowe śniegi w nizinnej części Austrii zaskoczyły Włochów, gdy ostatnie jednostki piechoty wkroczyły do wspomnianego wcześniej Salzburga. Tam podjęto decyzję o zimowaniu, jako że marsz na Wiedeń w takich warunkach zakończyłby się katastrofą. Dlatego do końca roku zdołano w krótkich wypadach zająć jedynie stosunkowo niewiele ziemi, o którą trzeba jednak było toczyć boje z siłami lokalnych możnych.
Reakcja Zakonu
Bracia Zakonu Tau w tym czasie nie próżnowali i na wieść o podboju Tyrolu zaczęli mobilizować siły. Armia zaciężna była niewielka, lecz pospolite ruszenie zdołano zebrać całkiem spore. Do starcia z Włochami jednak nikt nie dążył, wiedząc że czas działa zdecydowanie na ich korzyść. Główna część sił w liczbie trochę ponad 500 ludzi stanęła niedaleko miejsca zimowania Chiaramonty i jego armii oraz ograniczyła się jedynie do odpierania wypadów i blokowania ewentualnej próby niespodziewanego marszu na stolicę Austrii. Niewielkie siły zebrane w Bawarii oddelegowano natomiast do zaczepnego ataku na Szwajcarię, tak by zupełnie uniemożliwić przeciwnikowi zaopatrywanie tą droga. Jako że w Szwajcarii nikt nie stacjonował, zadanie się udało. Nie zmieniło to jednak jakoś drastycznie sytuacji Włochów w Salzburgu, ponieważ poleganie na dostarczaniu zapasów tą drogą przez zimę i tak byłoby nieefektywne.
Sytuację Syrakuzańczyków można opisać jako bardzo trudną i bez przysłania potężnych zapasów prowiantu drogami przez Ligurię bądź przybycia odsieczy z Bawarii lub Istrii, armia najpewniej nie dotrzyma do lata następnego roku.
Rycerze protektora gdzieś w austriackich lasach. Takich koni pozostało jednak niewiele...
- Mapa:
Syrakuzy:
brak zmian w prestiżu