Początek wojny
Sułtan Turecki był świadomy, że wojna z Cesarzem to tylko kwestia czasu. Przygotowywał się jak tylko mógł – każde pieniądze i całe swoje siły przeznaczał na postawienie w stan gotowości każdego kogo i wszystko co tylko mógł. Nie miał jednak ku temu większych środków – tereny sułtanatu co prawda były zagęszczone ludnościowo, jednak nie były zbyt zamożne, co znacznie utrudniało wykonanie celu. A tak przynajmniej wydawać się mogło wojskom wschodniorzymskim i cesarzowi, którzy wkraczali właśnie z północy. Konstantyn zakładał, że wojska wroga będą mało liczebne, a zatem opór nie będzie wielki. W sumie mógł tak zakładać każdy. Tym większe było zdziwienie dowodzącego wojskiem cesarstwa stratega Alexiosa Metochitesa, gdy usłyszał co wybadali jego zwiadowcy.
Okazało się, że Wschodni Rzymianie wcale nie mieli aż tak dużej przewagi jaką zakładali. Nieopodal osady Konya znajdowało się główne zgrupowania armii tureckiej, liczące koło osiem setek ludzi. Zdecydowana większość z nich, to wojska zaciężne zbrojne we włócznie i łuki, możni tureccy służący konno oraz liczni przybysze z okolicznych plemion tureckich i arabskich, którzy najwidoczniej zostali w jakiś sposób przekonani do przeciwstawienia się cesarzowi przy boku turków.
Bitwa pod Konyą
Przez pierwszy miesiąc marszu, najeźdźcy byli nękani podjazdami wroga – co w miarę skutecznie opóźniało marsz. Górskie ukształtowanie terenu oraz jego nieznajomość nie służyła armii cesarskiej. Kilkukrotnie, maszerujące kolumny rzymian były znienacka atakowane przez niewielkie siły wroga, jednak większość takich napadów powodowała relatywnie niewielkie straty – mobilni, lekko uzbrojeni stratioci konni, wkrótce nauczyli się skutecznie przeciwstawiać takim napadom.
Wkrótce obie armie znalazły się naprzeciw siebie. Zwiadowcy cesarza nie kłamali – przewaga liczebna nie była duża, jednak naturalnie stratioci byli lepiej uzbrojeni oraz mieli zdecydowanie większe doświadczenie bojowe. Dowodził nimi także bliski współpracownik Konstantyna – Alexios Metochites. Gdy doszło do bezpośrednich rękoczynów, początkowo Turcy i ich sojusznicy wcale nie ustępowali pola. W pewnej chwili, prawa flanka Rzymian była nawet bliska załamania, jednak im dłużej trwała bitwa, tym wyraźniej zarysowywała się przewaga armii Alexiosa. Wkrótce, pod naporem mieczy stratiotów, broniący się zajadle Turcy rzucili się do ucieczki. Mimo to cesarscy nie ruszyli w pogoń za przeciwnikiem – wojsko było po bitwie zmęczone oraz poniosło relatywnie spore straty – co najmniej stu stratiotów i podobna, jeżeli nie większa ilość wojska zaciężnego nie wróci do swoich domów.
Podjazdy i wojna szarpana
Kilka dni po bitwie, gdy Metochites rozeznał sytuację, rozpoczęło się zajmowanie terenów wroga. Ci Turcy, którzy uciekli z bitwy, zorganizowali partyzantkę. Rozpraszając w górach i lasach w całym sułtanacie, dokonywali od czasu do czasu wypadów i napaści na najeźdźców, próbując pomniejszać jego siły i odcinać go od zaopatrzenia. Naturalnie, część tych prób, głównie dzięki umiejętnościom i trzeźwemu umysłowi Alexiosa nie udawała się, jednak skutecznie opóźniano i utrudniano zajmowanie ziem sułtanatu. Do końca roku zajęto wszystkie największe osady i miasteczka, jednak gdzieś we wzgórzach i lasach ciągle ukryci są uzbrojeni Turcy – teren ten mimo, że przejęty, jest bardzo niestabilny. Cesarzowi nie pomaga także negatywne usposobienie tamtej ludności cywilnej, która z pewnością pomaga partyzantom. Niektóre oddziały stratiotów boją się wychodzić poza większe osady, wiedząc, że czeka nich niechybna śmierć z ręki tureckich bandytów
Jasny stał się także fakt, że Turkom musiał pomagać ktoś potężniejszy – sami, w swoich kuźniach z pewnością nie wytworzyli uzbrojenia dla takiej ilości wojska jakie mieli przed bitwą.
Skutki:
+5 prestiżu
Sułtan Turecki był świadomy, że wojna z Cesarzem to tylko kwestia czasu. Przygotowywał się jak tylko mógł – każde pieniądze i całe swoje siły przeznaczał na postawienie w stan gotowości każdego kogo i wszystko co tylko mógł. Nie miał jednak ku temu większych środków – tereny sułtanatu co prawda były zagęszczone ludnościowo, jednak nie były zbyt zamożne, co znacznie utrudniało wykonanie celu. A tak przynajmniej wydawać się mogło wojskom wschodniorzymskim i cesarzowi, którzy wkraczali właśnie z północy. Konstantyn zakładał, że wojska wroga będą mało liczebne, a zatem opór nie będzie wielki. W sumie mógł tak zakładać każdy. Tym większe było zdziwienie dowodzącego wojskiem cesarstwa stratega Alexiosa Metochitesa, gdy usłyszał co wybadali jego zwiadowcy.
Okazało się, że Wschodni Rzymianie wcale nie mieli aż tak dużej przewagi jaką zakładali. Nieopodal osady Konya znajdowało się główne zgrupowania armii tureckiej, liczące koło osiem setek ludzi. Zdecydowana większość z nich, to wojska zaciężne zbrojne we włócznie i łuki, możni tureccy służący konno oraz liczni przybysze z okolicznych plemion tureckich i arabskich, którzy najwidoczniej zostali w jakiś sposób przekonani do przeciwstawienia się cesarzowi przy boku turków.
Bitwa pod Konyą
Przez pierwszy miesiąc marszu, najeźdźcy byli nękani podjazdami wroga – co w miarę skutecznie opóźniało marsz. Górskie ukształtowanie terenu oraz jego nieznajomość nie służyła armii cesarskiej. Kilkukrotnie, maszerujące kolumny rzymian były znienacka atakowane przez niewielkie siły wroga, jednak większość takich napadów powodowała relatywnie niewielkie straty – mobilni, lekko uzbrojeni stratioci konni, wkrótce nauczyli się skutecznie przeciwstawiać takim napadom.
Wkrótce obie armie znalazły się naprzeciw siebie. Zwiadowcy cesarza nie kłamali – przewaga liczebna nie była duża, jednak naturalnie stratioci byli lepiej uzbrojeni oraz mieli zdecydowanie większe doświadczenie bojowe. Dowodził nimi także bliski współpracownik Konstantyna – Alexios Metochites. Gdy doszło do bezpośrednich rękoczynów, początkowo Turcy i ich sojusznicy wcale nie ustępowali pola. W pewnej chwili, prawa flanka Rzymian była nawet bliska załamania, jednak im dłużej trwała bitwa, tym wyraźniej zarysowywała się przewaga armii Alexiosa. Wkrótce, pod naporem mieczy stratiotów, broniący się zajadle Turcy rzucili się do ucieczki. Mimo to cesarscy nie ruszyli w pogoń za przeciwnikiem – wojsko było po bitwie zmęczone oraz poniosło relatywnie spore straty – co najmniej stu stratiotów i podobna, jeżeli nie większa ilość wojska zaciężnego nie wróci do swoich domów.
Podjazdy i wojna szarpana
Kilka dni po bitwie, gdy Metochites rozeznał sytuację, rozpoczęło się zajmowanie terenów wroga. Ci Turcy, którzy uciekli z bitwy, zorganizowali partyzantkę. Rozpraszając w górach i lasach w całym sułtanacie, dokonywali od czasu do czasu wypadów i napaści na najeźdźców, próbując pomniejszać jego siły i odcinać go od zaopatrzenia. Naturalnie, część tych prób, głównie dzięki umiejętnościom i trzeźwemu umysłowi Alexiosa nie udawała się, jednak skutecznie opóźniano i utrudniano zajmowanie ziem sułtanatu. Do końca roku zajęto wszystkie największe osady i miasteczka, jednak gdzieś we wzgórzach i lasach ciągle ukryci są uzbrojeni Turcy – teren ten mimo, że przejęty, jest bardzo niestabilny. Cesarzowi nie pomaga także negatywne usposobienie tamtej ludności cywilnej, która z pewnością pomaga partyzantom. Niektóre oddziały stratiotów boją się wychodzić poza większe osady, wiedząc, że czeka nich niechybna śmierć z ręki tureckich bandytów
Jasny stał się także fakt, że Turkom musiał pomagać ktoś potężniejszy – sami, w swoich kuźniach z pewnością nie wytworzyli uzbrojenia dla takiej ilości wojska jakie mieli przed bitwą.
Skutki:
+5 prestiżu