Ośmiu przeciwko Kydonii
Dzie wróg?
Koalicja antykydońska
Po ostatnim, zuchwałym najeździe na Minnatioi, nawet Etolowie mieszkający wszak hen na północ od Krety powzięli wątpliwość czy przypadkiem ich państwo nie stanie się kolejną ofiarą Kraterosa i jego drużyny. Wydawać by się mogło, że korsarskiej plagi nie zatrzyma już nic, jednak już wcześniej zmontowana koło Zagrei koalicja przygotowywała się do wyprawy, wyczekując tylko stosownego momentu. Taki właśnie nastał i na wezwanie Zagrei, stawiło się, zdawać by się mogło, pół Hellady: Spartanie, Mykeńczycy, Eubejczycy, Etolowie, a także kontyngenty z Eleusis, od Dryskiosów, a nawet z dalekiej Tankredii - prawie każdy ze swoją mniejszą lub większą flotą oraz zaprawionymi (lub mniej) w boju bohaterskimi wojownikami takich jak Kasander Stratyda, Saimus z Myken czy Agatha z Zagrei. Ale wśród nich, prym wiódł bezapelacyjnie król Sparty Peloponidas, dopiero co wyleczony wielkim wysiłkiem przez sowicie opłaconych medyków. Flota licząca ponad 25 okrętów, w skład których wchodziły zarówno monery, diery, jak i triery, wypłynęła z Zagrei w kierunku Kydonii.
Przygotowania do obrony
Mylił się ten kto myślał, że Krateros nie spodziewał się najazdu. Mówiąc prawdę, już 2 lata mieszkańcy wyspy byli oswajani z myślą o najeździe. Spichlerze w fortecy Kydońskiej były napełniane, kowale i szkutnicy pracowali w dzień i w nocy aby sprostać zamówieniom, a na wyspę przybył niewidziany od wieków, legendarny heros wojny trojańskiej - Achilles. Wieść, która zadziwiła władców całej Grecji - o obniżce podatków nie była gestem dobrej woli - pieniądze zaoszczędzone obywatele mieli przeznaczyć na dozbrojenie, szkolenia i przygotowanie domostw do napaści. Ostatecznie, część ludności z zachodniej części wyspy została, wraz z możliwym do zabrania inwentarzem, ewakuowana do twierdzy i prowizorycznie ufortyfikowanego miasta. Ogromne zaufanie jakie kreteńczycy pokładali w tyranie, co prawda umożliwiło takie postępowanie, lecz naturalnie część ludzi została przy swoich dobytkach nigdzie się nie ruszając. Tak czy inaczej, w momencie wypłynięcia floty symmachii z Zagrei, wszyscy w Kydonii byli już gotowi na odparcie wroga
Hulaj dusza, diabła nie ma
Wpierw jednak Zagreiczycy puścili kilka okrętów na zwiad. Te, dostrzegły kilka moner patrolujących wyspę. Głównych sił nie było jednak nigdzie. Naturalna kolej rzeczy wiadoma dla każdego wodza, że wróg wobec przewagi liczebnej nieprzyjaciela nie chce wydać mu walnej bitwy, ale ucieka się do odwrotu i potencjalnej zasadzki. Flota dopłynęła do wyspy, obawiając się jednak zasadzki i nie zaatakowała stolicy a poruszała się brzegiem wyspy, wypuszczając mniejsze grupy oddziałów na zwiad i plądrowanie. Wkrótce uznano, że nie warto trwonić czasu i na ląd spuściła się większość sił koalicji (naturalnie, zachowując odpowiednią ostrożność - część sił została na okrętach i dokonywała patroli. Wojska koalicji zapuszczały się coraz głębiej i głębiej w ląd, odpłacając pięknym za nadobne - gwałcąc, mordując, plądrując, paląc i grabiąc wszystko na swojej drodze. Wszelkiego rodzaju gospodarstwa rolne, winnice czy gaje oliwne znajdujące się w zachodniej i centralnej części państwa obróciły się w proch i ruinę, a ci ludzie którzy nie uciekli do miasta zostali wysłani do Erebu. Podczas tak przyjemnej sielanki, podniesiono alarm - z południowego zachodu nadpływała flota z łbem byka na żaglach...
Bitwa na wodach kreteńskich
Flota Kraterosa skryta była gdzieś na południowym zachodzie wyspy, czekając na dogodną chwilę by napaść i zaskoczyć wroga. Naiwnością było oczywiście przyjęcie scenariusza, iż siły sprzymierzonych nie napotykając wroga, całkowicie zapomną o siłach, które przecież przez tyle lat budziły strach i trwogę w najdalszych zakątkach Hellady. Czujki Zagrejskie dosyć szybko zauważyły nadpływającego wroga, dając znać wojskom na lądzie o nadciągającym zagrożeniu. Rozgrzani wojownicy szybko wgramolili się na okręty, przygotowując się do starcia.
Flota Kydońska była prawie dwukrotnie mniejsza niż siły zjednoczonych polis, jednak nie ustępywały im ani wielkością okrętów ani jakością załogi. Co więcej, jedną z trier dowodził wojowniczy Achilles, który poprzez wywieszenie swoich legendarnych czarnych żagli dał znać o swojej obecności. Mimo przewagi wroga, innego wyjścia niż bitwa nie było - Kreta, poza stolicą, zamieniła się w płonące pogorzelisko i lada chwila wojsko koalicji przystąpiłoby zapewne do ataku na samo polis.
Po ostatnim, zuchwałym najeździe na Minnatioi, nawet Etolowie mieszkający wszak hen na północ od Krety powzięli wątpliwość czy przypadkiem ich państwo nie stanie się kolejną ofiarą Kraterosa i jego drużyny. Wydawać by się mogło, że korsarskiej plagi nie zatrzyma już nic, jednak już wcześniej zmontowana koło Zagrei koalicja przygotowywała się do wyprawy, wyczekując tylko stosownego momentu. Taki właśnie nastał i na wezwanie Zagrei, stawiło się, zdawać by się mogło, pół Hellady: Spartanie, Mykeńczycy, Eubejczycy, Etolowie, a także kontyngenty z Eleusis, od Dryskiosów, a nawet z dalekiej Tankredii - prawie każdy ze swoją mniejszą lub większą flotą oraz zaprawionymi (lub mniej) w boju bohaterskimi wojownikami takich jak Kasander Stratyda, Saimus z Myken czy Agatha z Zagrei. Ale wśród nich, prym wiódł bezapelacyjnie król Sparty Peloponidas, dopiero co wyleczony wielkim wysiłkiem przez sowicie opłaconych medyków. Flota licząca ponad 25 okrętów, w skład których wchodziły zarówno monery, diery, jak i triery, wypłynęła z Zagrei w kierunku Kydonii.
Przygotowania do obrony
Mylił się ten kto myślał, że Krateros nie spodziewał się najazdu. Mówiąc prawdę, już 2 lata mieszkańcy wyspy byli oswajani z myślą o najeździe. Spichlerze w fortecy Kydońskiej były napełniane, kowale i szkutnicy pracowali w dzień i w nocy aby sprostać zamówieniom, a na wyspę przybył niewidziany od wieków, legendarny heros wojny trojańskiej - Achilles. Wieść, która zadziwiła władców całej Grecji - o obniżce podatków nie była gestem dobrej woli - pieniądze zaoszczędzone obywatele mieli przeznaczyć na dozbrojenie, szkolenia i przygotowanie domostw do napaści. Ostatecznie, część ludności z zachodniej części wyspy została, wraz z możliwym do zabrania inwentarzem, ewakuowana do twierdzy i prowizorycznie ufortyfikowanego miasta. Ogromne zaufanie jakie kreteńczycy pokładali w tyranie, co prawda umożliwiło takie postępowanie, lecz naturalnie część ludzi została przy swoich dobytkach nigdzie się nie ruszając. Tak czy inaczej, w momencie wypłynięcia floty symmachii z Zagrei, wszyscy w Kydonii byli już gotowi na odparcie wroga
Hulaj dusza, diabła nie ma
Wpierw jednak Zagreiczycy puścili kilka okrętów na zwiad. Te, dostrzegły kilka moner patrolujących wyspę. Głównych sił nie było jednak nigdzie. Naturalna kolej rzeczy wiadoma dla każdego wodza, że wróg wobec przewagi liczebnej nieprzyjaciela nie chce wydać mu walnej bitwy, ale ucieka się do odwrotu i potencjalnej zasadzki. Flota dopłynęła do wyspy, obawiając się jednak zasadzki i nie zaatakowała stolicy a poruszała się brzegiem wyspy, wypuszczając mniejsze grupy oddziałów na zwiad i plądrowanie. Wkrótce uznano, że nie warto trwonić czasu i na ląd spuściła się większość sił koalicji (naturalnie, zachowując odpowiednią ostrożność - część sił została na okrętach i dokonywała patroli. Wojska koalicji zapuszczały się coraz głębiej i głębiej w ląd, odpłacając pięknym za nadobne - gwałcąc, mordując, plądrując, paląc i grabiąc wszystko na swojej drodze. Wszelkiego rodzaju gospodarstwa rolne, winnice czy gaje oliwne znajdujące się w zachodniej i centralnej części państwa obróciły się w proch i ruinę, a ci ludzie którzy nie uciekli do miasta zostali wysłani do Erebu. Podczas tak przyjemnej sielanki, podniesiono alarm - z południowego zachodu nadpływała flota z łbem byka na żaglach...
Bitwa na wodach kreteńskich
Flota Kraterosa skryta była gdzieś na południowym zachodzie wyspy, czekając na dogodną chwilę by napaść i zaskoczyć wroga. Naiwnością było oczywiście przyjęcie scenariusza, iż siły sprzymierzonych nie napotykając wroga, całkowicie zapomną o siłach, które przecież przez tyle lat budziły strach i trwogę w najdalszych zakątkach Hellady. Czujki Zagrejskie dosyć szybko zauważyły nadpływającego wroga, dając znać wojskom na lądzie o nadciągającym zagrożeniu. Rozgrzani wojownicy szybko wgramolili się na okręty, przygotowując się do starcia.
Flota Kydońska była prawie dwukrotnie mniejsza niż siły zjednoczonych polis, jednak nie ustępywały im ani wielkością okrętów ani jakością załogi. Co więcej, jedną z trier dowodził wojowniczy Achilles, który poprzez wywieszenie swoich legendarnych czarnych żagli dał znać o swojej obecności. Mimo przewagi wroga, innego wyjścia niż bitwa nie było - Kreta, poza stolicą, zamieniła się w płonące pogorzelisko i lada chwila wojsko koalicji przystąpiłoby zapewne do ataku na samo polis.
Pierwsze drzazgi i szczękot łamanych uniósł się nad wybrzeżem Kydonii gdy płynące na przedzie triery jako pierwsze starły się ze sobą uderzając taranami przeciwne okręty, a łucznicy rozpoczęli ostrzał wrogich załóg z dier i moner by za chwilę być świadkami nieproszonych wizyt abordażowych. Pośród krzyków, klątw, modlitw do Posejdona i odgłosów uderzania metalu o metal, król Sparty Peloponidas dojrzał na pobliskim okręcie swojego przeciwnika. Okręty zbliżyły się, pozwalając na abordaż, gdy spartański król wraz z wojskiem przeskakiwali na pokład przeciwnika. Starcie poprzedził rzut włócznią, z obu stron jednak utkwił w tarczy. Starcie agiadziego króla z kydońskim tyranem było krótkie, lecz zacięte i widowiskowe. Obaj ogromnej siły i wzrostu mężowie wymieniali się ciosami, aż w końcu Peloponidas zdołał swoją należącą niegdyś do Heraklesa maczugą uderzyć z taką parą, iż ramię Kreteńczyka dzierżące minotaurysjki labrys mimowolnie zadrżało przepuszczając cios. Nim jednak Peloponidas poprawił ogłuszając oponenta, Krateros tak wywinął toporem z dołu, iż prawie odrąbał przeciwnikowi ramię. Ostatecznie, Krateros padł pod maczugą króla Sparty, lecz ów był do tego stopnia ranny, że nie dał rady już brać czynnego udziału w bitwie.
Bitwa zaś chyliła się ku końcowi. Przewaga liczebna koalicji była za wielka by dało się coś ugrać. Przewaga w ilości trier pozwoliła na łamanie wioseł niższych moner i drier przeciwnika oraz uderzenia taranami posyłającymi załogi wroga na dno wraz z wrakiem okrętu. Z przegrywanej bitwy zdołał jednak umknąć Achilles, który wraz z kilkunastoma kydońskimi thorakitai wkroczył na pokład na którym przed chwilą odbywał się pojedynek bohaterów, wyrzezał wszystkich pozostałych tam Spartan i zabrał połamanego i ogłuszonego Kraterosa. Zawracając swój okręt, zgarnął za sobą resztki floty Kydońskiej - dierę i dwie monery i rozprostowując żagle popłynął na zachód, chcąc zapewne opłynąć wyspę by spokojnie spocząć na lądzie od południa. Żaden z szyprów i bohaterów koalicji nie miał na tyle odwagi (i głupoty) żeby płynąć za nim. Flota jak i większość sił Kreteńskich została zatem rozbita.
Walki na przedmieściach Kydonii
Oczywiście, nie było jednak tak, że zwycięstwo nie zostało odkupione sporymi stratami. Po stronie Symmachii na dno poszła triera, a kilka mniejszych okrętów zostało poważnie naruszonych. Co prawda w wyniku abordażu zdobyto część okrętów Kydonii, jednak wiele z nich (jak na przykład triera na której odbywało się starcie Kraterosa z Agiadą) jest tak zdruzgotana, że mimo bliskości wybrzeża, jedynie zarys tego co kiedyś było okrętem dotarło do brzegu. Straty ludzkie też nie były małe bo wojsko Kydońskie wcale nie ustępowało jakościowo siłom koalicji. Po zniwelowaniu zagrożenia, postanowiono zająć się dotychczas nienaruszonym miastem.
Już sama obserwacja polis dawała do zrozumienia, że zadanie jest trudne do wykonania. Mimo, że miasto nie było otoczone murem, nad polis górowała solidna cytadela obronna a samie miasto zostało zawczasu zabarykadowane tak, że próba siłowego przejęcia była realnie utrudniona. Podjęcie próby wdarcia się do miasta utwierdziło tylko napastników w przekonaniu, że Kydończycy tanio skóry nie sprzedadzą. Miasta broniło zebrane już wcześniej i dozbrojone pospolite ruszenie. Naturalnie, nawet wzmocnieni nie mogli się równać z thorakitai koalicjantów, wobec czego w trakcie ciężkich walk padały coraz to nowe dzielnice miasta. W pewnym momencie oddział atakujących pod dowództwem Kasandra Stratydy z Eleusis dotknął nawet nawet bram cytadeli, ale natychmiastowy ostrzał z wież i murów poinformował atakujących o tym, że nie są mile widziani. Najpewniej, gdyby walki potrwały kilka dni dłużej, miasto zostało by zdobyte, gdyby nie...
Piraci?
Na widnokręgu pojawiło się 8 okrętów ze słońcem na żaglach. Nie były to bynajmniej okręty macedońskie ale ikaryjskie. Co korsarze robili pod Kretą tylko jeden Zeus raczy wiedzieć. Siły Symmachii uznały jednak, że zachowanie ostrożności jest bardziej niż wskazane, wobec czego wycofano się z miasta i zreorganizowano wojsko z powrotem, tak by w razie czego być gotowym na odpowiednie przywitanie piratów. Przez tym jak pierwsze monera przybiła do brzegu, na mniejszej szalupie na wybrzeża kydońskie podpłynął poseł ikrayjski, który powiadomił zdziwionych koalicjantów, że ich praca jest skończona i mogą zatrzymawszy wszystkie łupy wracać do siebie. W innym wypadku, będą musieli sportować Ikaryjczykom wraz z Achillesem, który skoordynował z piratami swój powrót do miasta. Zjednoczone siły widocznie uznały, że nie ma sensu podejmować walki, której wynik nie był wcale wiadomy a niewiele można było już ugrać. Miasto mogłoby co najwyżej zostać splądrowane i spalone, ale widać Bogowie nie dali. Wojsko powróciło zatem na okręty.
Upadek Talassokraty
Mimo niezdobycia miasta, zakładany przez Koalicję cel chyba został wypełniony - korsarze zostali poskromieni, ich flota rozbita a kraj zrujnowany i spalony. Poparcie dla Kraterosa spadło do nigdy nie widzianego poziomu - część ludzi głośno krzyczy, że to on doprowadził swoimi wypadami do tego co się stało i, że sami bogowie pokarali tyrana i cały lud Krety. Na razie, Krateros utrzymuje się przy władzy, jednak teraz widocznie będzie musiał brać pod uwagę opinię swoich ludzi oraz długo pracować nad odbudowaniem zaufania. Symmachię martwi tylko fakt sojuszu z Ikaryjczykami i nieznanych warunków na jakich doszło do poprozumienia, ale to już inna bajka...
Los niewolnika kołem się toczy
Warto wspomnieć o śmieszno-smutnej sytuacji jaka miała miejsce w związku z Kydońskim targiem niewolników. Zageiscy żołnierze wkraczając do miasta wyzwolili kilkuset niewolników dając im miejsce w obozie i żywność. Praktycznie wszyscy chcieli popłynąć z wojskiem - wszak nie mieli czego szukać na znienawidzonej Krecie a wolnych okrętów było sporo. Ikraryjczycy stwierdzili jednak, że dopiero co wyzwoleni niewolnicy zostają na Krecie i jakoś nikt specjalnie nie palił się do ich obrony. Zostali zatem znów zakuci w kajdany i pozostawieni na targu. Już chyba lepiej nie było robić złudnej nadziei...
Bitwa zaś chyliła się ku końcowi. Przewaga liczebna koalicji była za wielka by dało się coś ugrać. Przewaga w ilości trier pozwoliła na łamanie wioseł niższych moner i drier przeciwnika oraz uderzenia taranami posyłającymi załogi wroga na dno wraz z wrakiem okrętu. Z przegrywanej bitwy zdołał jednak umknąć Achilles, który wraz z kilkunastoma kydońskimi thorakitai wkroczył na pokład na którym przed chwilą odbywał się pojedynek bohaterów, wyrzezał wszystkich pozostałych tam Spartan i zabrał połamanego i ogłuszonego Kraterosa. Zawracając swój okręt, zgarnął za sobą resztki floty Kydońskiej - dierę i dwie monery i rozprostowując żagle popłynął na zachód, chcąc zapewne opłynąć wyspę by spokojnie spocząć na lądzie od południa. Żaden z szyprów i bohaterów koalicji nie miał na tyle odwagi (i głupoty) żeby płynąć za nim. Flota jak i większość sił Kreteńskich została zatem rozbita.
Walki na przedmieściach Kydonii
Oczywiście, nie było jednak tak, że zwycięstwo nie zostało odkupione sporymi stratami. Po stronie Symmachii na dno poszła triera, a kilka mniejszych okrętów zostało poważnie naruszonych. Co prawda w wyniku abordażu zdobyto część okrętów Kydonii, jednak wiele z nich (jak na przykład triera na której odbywało się starcie Kraterosa z Agiadą) jest tak zdruzgotana, że mimo bliskości wybrzeża, jedynie zarys tego co kiedyś było okrętem dotarło do brzegu. Straty ludzkie też nie były małe bo wojsko Kydońskie wcale nie ustępowało jakościowo siłom koalicji. Po zniwelowaniu zagrożenia, postanowiono zająć się dotychczas nienaruszonym miastem.
Już sama obserwacja polis dawała do zrozumienia, że zadanie jest trudne do wykonania. Mimo, że miasto nie było otoczone murem, nad polis górowała solidna cytadela obronna a samie miasto zostało zawczasu zabarykadowane tak, że próba siłowego przejęcia była realnie utrudniona. Podjęcie próby wdarcia się do miasta utwierdziło tylko napastników w przekonaniu, że Kydończycy tanio skóry nie sprzedadzą. Miasta broniło zebrane już wcześniej i dozbrojone pospolite ruszenie. Naturalnie, nawet wzmocnieni nie mogli się równać z thorakitai koalicjantów, wobec czego w trakcie ciężkich walk padały coraz to nowe dzielnice miasta. W pewnym momencie oddział atakujących pod dowództwem Kasandra Stratydy z Eleusis dotknął nawet nawet bram cytadeli, ale natychmiastowy ostrzał z wież i murów poinformował atakujących o tym, że nie są mile widziani. Najpewniej, gdyby walki potrwały kilka dni dłużej, miasto zostało by zdobyte, gdyby nie...
Piraci?
Na widnokręgu pojawiło się 8 okrętów ze słońcem na żaglach. Nie były to bynajmniej okręty macedońskie ale ikaryjskie. Co korsarze robili pod Kretą tylko jeden Zeus raczy wiedzieć. Siły Symmachii uznały jednak, że zachowanie ostrożności jest bardziej niż wskazane, wobec czego wycofano się z miasta i zreorganizowano wojsko z powrotem, tak by w razie czego być gotowym na odpowiednie przywitanie piratów. Przez tym jak pierwsze monera przybiła do brzegu, na mniejszej szalupie na wybrzeża kydońskie podpłynął poseł ikrayjski, który powiadomił zdziwionych koalicjantów, że ich praca jest skończona i mogą zatrzymawszy wszystkie łupy wracać do siebie. W innym wypadku, będą musieli sportować Ikaryjczykom wraz z Achillesem, który skoordynował z piratami swój powrót do miasta. Zjednoczone siły widocznie uznały, że nie ma sensu podejmować walki, której wynik nie był wcale wiadomy a niewiele można było już ugrać. Miasto mogłoby co najwyżej zostać splądrowane i spalone, ale widać Bogowie nie dali. Wojsko powróciło zatem na okręty.
Upadek Talassokraty
Mimo niezdobycia miasta, zakładany przez Koalicję cel chyba został wypełniony - korsarze zostali poskromieni, ich flota rozbita a kraj zrujnowany i spalony. Poparcie dla Kraterosa spadło do nigdy nie widzianego poziomu - część ludzi głośno krzyczy, że to on doprowadził swoimi wypadami do tego co się stało i, że sami bogowie pokarali tyrana i cały lud Krety. Na razie, Krateros utrzymuje się przy władzy, jednak teraz widocznie będzie musiał brać pod uwagę opinię swoich ludzi oraz długo pracować nad odbudowaniem zaufania. Symmachię martwi tylko fakt sojuszu z Ikaryjczykami i nieznanych warunków na jakich doszło do poprozumienia, ale to już inna bajka...
Los niewolnika kołem się toczy
Warto wspomnieć o śmieszno-smutnej sytuacji jaka miała miejsce w związku z Kydońskim targiem niewolników. Zageiscy żołnierze wkraczając do miasta wyzwolili kilkuset niewolników dając im miejsce w obozie i żywność. Praktycznie wszyscy chcieli popłynąć z wojskiem - wszak nie mieli czego szukać na znienawidzonej Krecie a wolnych okrętów było sporo. Ikraryjczycy stwierdzili jednak, że dopiero co wyzwoleni niewolnicy zostają na Krecie i jakoś nikt specjalnie nie palił się do ich obrony. Zostali zatem znów zakuci w kajdany i pozostawieni na targu. Już chyba lepiej nie było robić złudnej nadziei...
Kydonia:
-40 PH
- Prowincje Kreta Zachodnia i Knossos zostają wyzerowane ze struktur. Część domostw zostaje splądrowana
- Krateros traci jedną turę na skutek odniesionych ran
+10 PH dla wszystkich państw biorących udział w rajdzie (+20 dla Zagrei)