- Szefie, ale może lepiej w takim stanie nie prowadzić rydwanu...
- Jaaa nie dam rady? Potrzemaj mi wino!
- Jaaa nie dam rady? Potrzemaj mi wino!
Gdzieś pod stokami Olimpu dwójka mężczyzn zechciała spróbować swoich sił i uciec z lokalnego obozowiska ludzi, by udać się do sąsiadującego Królestwa Larisy. Próba ta jednak nie była udana - nie zaszli długo, nim natknęli się na grupę satyrów biegającą po okolicy. Rozpoczęła się więc gonitwa - między stokami, drzewami sosen, wielkimi głazami - ludzie unikali strzał rogatych łowców. Koźle kopyta lepiej sprawiały się na górskim terenie - satyrowie coraz szybciej zbliżali się do uciekinierów.
- Ej szefie, może zwolnimy? Szefie? SZEFIE!?
- SZYBCIEEEEEJ!
- SZYBCIEEEEEJ!
Gonitwa została jednak wnet przerwana, gdy ze szczytu Olimpu w zastraszającym tempie zaczęła przeć chmura dymu i śniegu. Pędziła szybciej niż zwykła lawina - a i te nie są zbyt częste w gorących szczytach hellady. Satyry rozpierzchły się prędko - dwóch mężów nieco wolniej. Kłęby zbliżały się do nich - powoli godzić zaczęli się ze swoim losem, kiedy wnet usłyszeli...
-Z DROGIII!
Gdy pył opadł dostrzegli przed sobą lśniący złotem rydwan, który wywrócił się dookoła kołami. Spod niego wykaraskał się zaś przystojny młodzieniec o bardzo mocnej woni alkoholu. Mimo katastrofy - nie widać było na nim zbyt wielu urazów, jedynie kilka zadrapań. Zaraz za nim spod wywróconego rydwanu wypełzł mały satyr, widocznie skonfundowany i wystraszony całą sytuacją. Brodaty mężczyzna nie przejął się tym jednak, lecz otrzepał kolana mówiąc...
- Witajcie! Macie może trochę wina?
Dwóm mężczyznom nie zajęło długo domyślenie się, kto taki stoi przed nimi. Równie niedługo trwało, nim wieść rozeszła się po okolicy - wpierw po samych podnóżach Olimpu, a potem wszerz po całej Helladzie. Z boskiej domeny zstąpił (czy może raczej zjechał) Dionizos w swej własnej postaci. Zaraz zewsząd zebrały się satyry, nimfy i menady, by zobaczyć boga na własne oczy - a i dołączyć do jego orszaku. Opiekun wina zabawia się więc z nimi, słuchając pieśni, historii i opowiastek, podróżując po pobliskich polach i lasach ze swoim pijanym orszakiem. Ale i to zaczyna go powoli nudzić.
Wielu uczestników boskiej imprezy tedy rozeszło się po czterech krańcach Grecji i Azji Mniejszej, by rozgłosić, że Dionizos szuka rozrywki. A dokładniej gospodarza, który przywita go winem i jadłem - bo cały jego orszak już o zabawę zadba - panny poobraca, panów popije. Satyry i nimfy zarzekają się - kto najofiarniej Dionizosa (i je same) ugości, z pewnością liczyć może na łaskę Bachusa - wszak na żadną imprezę nie wypada przyjść z pustymi rękoma, toteż na pewno bóg też coś po sobie zostawi. Znając go - jeszcze więcej wina. Biada jednak tym, co zdecydują się przyoszczędzić i obrazić pijanego olimpijczyka - ten bowiem w stanie upojenia alkoholowego słabo przyjmuje obrazy i najmniej hojnemu oferentowi sprawi jakiegoś przyjaznego (przynajmniej w niego mniemaniu) psikusa.
- Do końca tury, w działaniach możecie składać oferty ugoszczenia Dionizosa i jego orszaku, deklarując odpowiednią ilość wina i żywności jakie w przyszłej turze będziecie w stanie poświęcić na ten cel,
- Do tego kto zaoferuje najwięcej, Dionizos przybędzie w przyszłej turze, okazując swoją wdzięczność, a na odchodne zostawi najpewniej więcej wina niźli wypił wraz z orszakiem,
- Ten spośród stających do "przetargu", kto złoży najuboższą ofertę obrazi boga, w wyniku czego może liczyć na małego pstryczka w nos. Być może lepiej zatem w ogóle nie przystępować do przetargu...