by Krewetki Czw Kwi 29, 2021 6:32 pm
11 rok e.r.Sułtan Republiki Sufickiej wraz ze starszym synem Kalifa Nowej Kartaginy zostali ugoszczeni w pałacu Faraona z honorami.
Mimo uroczystej okazji uczta była pozbawiona przepychu i dodatkowych gości. Goście zostali przyjęci na tarasie z widokiem na deltę Nilu i Aleksandrię. Oprócz dwóch strażników, Faraona, jego syna oraz gości nikogo nie było. Wszelkie służki i gwardia przyboczna gości nie uczestniczyły w spotkaniu.
"Dziwna ta uczta" zapewne pomyśleli goście, skoro na stole stały jedynie kielichy, daktyle i karafka wina.
Po wymianie uprzejmości Faraon przyjął gratulację za uspokojenie sytuacji na wschodzie i oswojenie barbarzyńskich plemion bliskiego wschodu.
Niespodziewanie podczas rozmowy stała się rzecz straszna. Gdy tylko goście spostrzegli czyhające na nich zagrożenie próbowali uciekać. Jednak na ucieczkę oraz wezwanie pomocy było za późno.
Przebywający w pomieszczeniach obok członkowie świty nie zdawali sobie sprawy co się dzieje na tarasie, ale nawet gdyby usłyszeli krzyki to i tak ich reakcja nic by nie zmieniła.
To sam Sułtan pierwszy zaczął przeczuwać, że dzieje się coś niedobrego gdy chwilę przed tym słońce skryło się jakby za chmurą. Jednak po chwili wiadomym było, że to nie chmura, ani kłęby dymu, które ostatnio coraz częściej pokrywają niebo nad Aleksandrią, ale ptactwo. Cała chmara. Niby nic niezwykłego o tej porze roku i przy ujściu rzeki, ale widok ten zwiastował to co wydarzyło się chwilę później.
Goście obserwowali w osłupieniu jak nagle podczas rozmowy Faraon zerwał się na nogi i krzykiem wezwał strażników, którzy niemal natychmiast doskoczyli do siedzących jeszcze gości i ochronili ich własnymi płaszczami przed gradem guana.
Zaraz po tym uprzątnięto taras i powrócono do rozmów.
Śmiechów nie było końca.