Śmiałe działania szachinszacha
Nowożeńcy
Wesele się udało. Zabawa była przednia i wszystko poszło zgodnie z planem. A teraz nie było już nikogo, kto mógłby zniweczyć następne światłe pomysły wielkiego szachinszacha, najrówniejszego wśród równych. Nowi mieszczańscy zarządcy znakomicie się sprawdzili i dobrze sobie radzą z lokacją nowych miast. A te powstają w państwie Sassanidów jak grzyby po deszczu. Za to gdy jeszcze wczoraj najrówniejszy wśród równych przemierzał okolice swojego pałacu, chłopi rzucali w stronę jego orszaku kwiatami i dziękowali za wyzwolenie.
Szachinszach obudził się nagle i zaskoczony nakazał służbie natychmiast zmienić jedwabne prześcieradło oraz przynieść mu nowe szaty. Każdemu się zdarza, nawet przyszłemu najrówniejszemu wśród równych. Goście zaczęli zjeżdżać do Sari już kilka tygodni wcześniej. Jednak gros z nich miał pojawić się dopiero w dniu ślubu, czyli właśnie dzisiaj. Do tego jeszcze nadzorowanie przygotowań. Wszakże wino jeszcze nie dotarło. Nie problem, nie ma człowieka którego nie dałoby się zastąpić i na pewno znajdzie się ktoś kompetentny na miejsce wrzuconego do studni podczaszego. Czas zakasać rękawy i wziąć się do roboty.
Wesele
Mocno podpici, ale wciąż trzymający się na nogach możni unieśli młodego Peroza wraz z jego nową, piękną małżonką i zanieśli ich do specjalnie przygotowanej na tę okazję komnaty sypialnej. Nowożeńców wrzucono do środka, pożegnano ich sprośnymi żartami i gromkim śmiechem, po czym udano się z powrotem na główną salę weselną. Każdy podszedł do wyznaczonego wcześniej miejsca, goście zagraniczni do lewego stołu, zaś perscy arystokraci do prawego. Wtem szachinszach donośnie uderzył trzy razy o stół swoim wielkim złotym pucharem. Gdy ostatnie szmery ucichły, władca Sassanidów wstał i przemówił:
„Moi drodzy goście, dziękuję że tak licznie wstawiliście się tutaj, na weselu mojego syna i siostry naszego najlepszego sojusznika, cesarza jedynego i prawdziwego Rzymu. Niechaj każdy z was raz jeszcze, razem ze mną, wzniesie kielich i wypije za powodzenie młodej pary. Zapewniam was, że każdy kto zdoła opróżnić teraz naczynie, będzie mi na wieki druhem i przyjacielem. Tym, którzy nie wypiją… a niech im bogowie dech odbiorą, za to że nie chcą szczęścia dla mego syna i mej synowej - w tym momencie szachinszach wybuchł śmiechem, a zawtórowali mu wszyscy biesiadnicy – Zdrowie! Zdrowie młodej pary!"
Prawie wszyscy podnieśli kielichy i zaczęli pić do dna. Pili i pili, gdy nagle jeden z Persów zachłysnął się. Poklepano go po plecach i zachęcono pić dalej. Wtem następny możny zaczął się ni to dławić, ni to oddychać z trudem. Gdy w końcu kolejny padł na ziemię, ściskając się oburącz za gardło, jeden z gości pochodzący z Atlantydy, przerażony, rzucił kielichem, włożył palce do ust i zmusił się do wymiotów, mając nadzieję że zdąży pozbyć się trucizny, za nim ta zacznie działać także na niego. Zawtórował mu cesarski urzędnik, a chwilę potem jego małżonka, która chociaż sama nie piła, zaczęła wrzeszczeć w niebogłosy. Wszyscy, bez wyjątku rzucili się do ucieczki. Nagle zewsząd pojawili się kazaccy żołnierze, uzbrojeni po zęby. Dopadli do perskiego stołu i zaczęli bez litości mordować tarzających się po stole i posadzce możnych. Jednak w natłoku panikujących ludzi nie sposób było dokładnie wyłapać wszystkich, toteż zaczęto bić również na oślep tak, że kilku gości z zagranicy również padło trupem. Większość poczęła uciekać na dziedziniec, gdzie czekali już na nich gwardziści. Prawie wszystkich zdołano wyłapać i uspokoić, ale niektórzy zaczęli walczyć o wolną drogę i trzeba było ich zdzielić rękojeścią miecza po głowie. Nie sposób było jednak zatrzymać każdego. Jeden z perskich możnych, który nie wypił wystarczająco dużo, by paść od razu, przeszył rożnem nadbiegającego kazackiego siepacza i wyskoczył przez okno, wpadając w krzaki. Zdążył on dobiec do swojej świty, która bawiła się w osobnym pomieszczeniu. Ponoć krzyknąć jedynie: „Sąd boży, chłopy szlachtę rżną” i padł trupem. Jego ludzie posłuchali i również poczęli uciekać w miasto. Tak czy inaczej, nie sposób było wydarzeń tamtej nocy utrzymać w tajemnicy, chyba że zamierzano by wymordować dosłownie każdego, kto brał udział w uczcie.
Wojna domowa
Ojciec chyba nie pozostawi swemu synowi zbyt wiele do władania
Nad ranem wieści o masakrze ruszyły we wszystkie strony, bez wyjątku. Cudem ocalali z pogromu możni, goście zza granicy, którzy jakoś uniknęli tymczasowego zatrzymania, kupcy, do których wieści doszły z innych źródeł. Już tydzień później plotki o wydarzeniach w Sari znalazły się nad Zatoką Perską. Synowie, ojcowie, bracia i krewni pomordowanych natychmiast rozpoczęli przygotowania do wojny. Oczywiście nie wszyscy stanęli po stronie buntowników, jako że część liczyła na przejęcie ziem od swoich zwierzchników bądź sąsiadów. Stronnicy szachinszacha chcieli już wyruszać do Sari, by przypodobać się swojemu okrutnemu władcy. Być może wtedy jeszcze Kawad III miałby szanse na wygranie wojny domowej, ale w ślad za wieściami o wydarzeniach na weselu, nadeszły informacje o tym… że zostali właśnie wywłaszczeni z całego majątku, który posiadają oraz, żeby nie było zbyt nudno i mało krwawo, w praktyce skazani na śmierć. A przynajmniej to działo się z tymi, którzy zdążyli zadomowić się w Gruzji. Granicę pomiędzy Imperium Sassanidów, a Wolnymi Krainami przekroczyła jazda, która natychmiast poczęła brać szlachtę w jasyr i przeprowadzać w imieniu szachinszacha chłopską rewolucję. W tej sytuacji chyba nie było w kraju możnego, który stanąłby po stronie swego władcy. Wysłana w kierunku Mezopotamii armia szachinszacha została zmasakrowana przez lokalne rycerstwo, tym bardziej że cała złożona z drobnej szlachty lekka kawaleria również zrejterowała i stanęła po stronie buntowników. Podobnie sytuacja miała się w niedawno zdobytej Armenii, gdzie lokalni władycy, nie chcąc podzielić losu nowych, perskich pobratymców, wypowiedzieli posłuszeństwo i zgodzili się na protektorat Mezopotamii. Skromne garnizony szachinszacha musiały wycofać się na północ. Mieszczanie w całym Imperium również nie sprzyjają sprawie szachinszacha, uznając jego działania za haniebne oraz spoglądając krzywo na jedwabny monopol Wolnych Ziem. Chłopi jak to chłopi, nie byli zbyt zainteresowani sytuacją i uznawali zwierzchnictwo tych, którzy mają broń w ręku. A tą z całą pewnością miało sassanidzkie rycerstwo, które z własnej kiesy nie szczędziło majątku, by powoływać prywatne armie. Jako że całość akcji miała miejsce pod koniec roku, nie zdołano jeszcze ustalić spójnego dowództwa i stawić się w miejscu koncentracji, jednak część możnych ponoć na własną rękę wybrało się już w kierunku Sari, by dokonać na szachinszachu zemsty.
Pokłosie
Pewnym jest, że bez wsparcia z zewnątrz rewolucja w Persji nie ma żadnych szans powodzenia. Pytanie tylko, czy Hospodar gotów jest na własną rękę pacyfikować cały kraj swego sojusznika. Tym bardziej, że na powtórzenie sukcesów Aleksandra Wielkiego nie ma co liczyć, gdy w opozycji stać będzie całe możnowładztwo. Także i wszyscy sąsiedzi Wolnych Ziem zaczynają się obawiać podobnych rewolucji w ich krajach. Można się spodziewać, że od tej pory jakiekolwiek układy z Hospodarem będą przez możnych odbierane z wielką nieufnością i strachem.
Kawad III nakazujący przeszukać wszystkie piwnice w Sari, by znaleźć ukrywających się możnych
- Mapa:
Ciemny zielony - tereny pod kontrolą Kawada III
Jasny Zielony - tereny pod kontrolą buntowników
Skutki:
Nowe Imperium Sassanidów
- 40 prestiżu (masakrowanie własnych możnych na oczach zagranicznych gości nie stawia w zbyt pozytywnym świetle)
Wolne Ziemie
- 20 prestiżu (zbytni ekspansjonizm i przeprowadzanie krwawych rewolucji na terenie sojuszników)
Cesarstwo
- 5 prestiżu (chociaż brak jakichkolwiek dowodów na uczestnictwo cesarza w spisku, wydarzenie miało miejsce na weselu jego siostry u jego bliskiego sojusznika, co stało się powodem do plotek i było policzkiem w jego dobre imię)