Spór o Adę - frankijski klejnot znad Loary, celtycką perłę Bretanii
Królestwo Franków jak i Królestwo Bretanii rozwijały się w swoich kierunkach, nie wchodząc sobie w drogę i pokojowo współistniejąc. Lata pokoju sprawiły, że ten wydawał się być wieczny, a między możnymi obu krajów zaczęło dochodzić do aktów bratania się. Możni przyzwyczaili się do obecności swoich sąsiadów zza drugiej strony granicy. Wspólne polowania, popijawy i uczty – można było odnieść wrażenie, że Czarna Śmierć nigdy tutaj nie dotarła. Sielanka ma jednak i swoją drugą stronę – monotonia. Wielu możnych zapomina o okrucieństwie i brutalności wojny i staję się ona dla nich jedynie mglistym wyobrażeniem. Polowania w końcu stają się nużące, możni więc wrażeń zaczynają szukać gdzie indziej...
Takich namiętnych wrażeń poszukiwał z pewnością młodociany Artur Gwynn, niedoświadczony ale z pewnością ambitny, szanowany przez okolicznych ze względu na swoje podobieństwo do właściwego króla Bretanii i posiadający odziedziczony po ojcu spory zastęp skromnych wasali. Na jednej ze wspólnych pijatyk upatrzył sobie przepiękną Adę Henrykównę, zwaną powszechnie klejnotem znad Loary, córkę Henryka de Stetford, najpotężniejszego możnego północnej Akwitanii i nieformalnego przywódcę pogranicznej szlachty. Młody Artur jednak nawet nie miał co myśleć prosić o rękę Ady - jej ojciec stanowczo obstawiał przy swoim, że jego córka poślubi jedynie czystej krwi Franka. Tak więc pewnej nocy w sposób iście bohaterski Artur wtargnął do dworku w Stetford, obezwładnił straż i wyrwał Adę z rąk ojca tyrana. Taka jest przynajmniej jego wersja. Według wersji strażników dworku Ada samodzielnie udała się z Arturem na konną przejażdżkę i słuch o niej zaginął. Sam Henryk nie ma pojęcia co się wydarzyło – tej nocy akurat balował u swojego sąsiada. Wie jednak co wydarzyło się dzień potem – doszły go wieści o ślubie Artura z Adą, która od teraz znana miała być jako Ada Gwynn, Perła Bretanii. Henryk de Stetford nie mógł sobie pozwolić na taki blamaż - na szali położona została nie tylko jego córka, ale i cała jego reputacja.
Sprawę komplikuje dodatkowo fakt o którym obie strony tak chętnie już nie chcą rozprawiać publicznie, fakt z pewnością nie nadający się do romantycznych plotek rozsiewanych po państwach – chodzi o konflikt ziemski. Bynajmniej nie jest to sprawa mniej ważna. Otóż na pograniczu każdy wie, że Artur Rycerski od możnego Henryka kilka lat temu wziął w dzierżawę ogromne połacie ziemi uprawnej i pastwisk, a od ponad roku nie chce ich zwrócić. A tak przynajmniej gadają możni frankijskiej strony pogranicza. Po celtyckiej rozprawiają natomiast, że ziemie te faktycznie może i kiedyś należały do Franka, teraz jednak odkupione, należą do Artura, a Henryk jest jedynie chciwym i zawistnym głupcem – wszak prawdą jest, że nie jest w stanie przedstawić żadnych świadków ani dokumentów, które choć w najmniejszym stopniu potwierdziłyby jego prawa do tej ziemi. Twierdzi on, że dokumenty przepadły, a świadkowie pechowo pomarli. Śmiechu warte – komentują jego roszczenia bretońscy pogranicznicy.
W takich okolicznościach na gościńce wyruszyli posłowie, zarówno bretońscy jak i frankijscy. W tak idyllicznie sielankowej i tym samym nużącej okolicy paradoksalnie wiele nie potrzeba było do rozpalenia ognia.
Henryk skrzyknął pograniczną szlachtę na wiec, by wytłumaczyć całą sytuacje i przedstawić swoje racje. Podobnie uczynił i Artur. Wieści o wiecach szybko się rozeszły, a wkrótce zarówno w całej Bretanii i jak i kraju Franków słyszano o tym sporze. Wagę tego wydarzenia najlepiej oddać poprzez wymienienie osobistości jakie przybyły na zwołane wiece - pod Stetford zjechał sam Kardynał Rizieu, oburzony czynem Celta wyraża całkowite poparcie dla Henryka. Do miejscowości Amelot, gdzie zebrało się celtyckie możnowładztwo pograniczne, wybrał się (wracając zza morza) sam, Sir Gwendall, blisko spokrewniony z Gwynnami, czempion króla Artura, nieukrywający swojego wzruszenia dla czynu młodego szlachcica i obrzydzenia dla starego Franka.
Możni frankijscy jednogłośnie poparli roszczenia Henryka i dzień nie minął od kiedy się rozjechali, a ku ich dworkom zaczęły ciągnąć zastępy uzbrojonych chłopów. Podobnie szlachta celtycka w Amelot jednogłośnie przysięgła, że dopóki cierpienia Ady nie zostaną pomszczone, dopóty nie spoczną. Wiec rozjechał się, a do lokalnych dworków także zaczęto ściągać siły. Młody Artur obwołany został Rycerzem Pogranicza, stary Henryk natomiast Pierwszym Wojem Franków. Artur skupia wokół swojej osoby lokalne możnowładztwo charyzmą i rycerską postawą, Henryk z kolei wiekiem, stanowczością i wyrobioną już dawno temu pozycją.
Rycerstwo obu stron z uzbrojonym przez nich chłopstwem ruszyło na wsie po przeciwnych stronach granicy i na horyzoncie zaczął jawić się dym. Gościńcami ruszyli uciekinierzy. Krew została przelana. Jak to bywa, nikt nie wie do końca kto tak naprawdę uderzył pierwszy. Jak wiadomo, każda ze stron twierdzi, że to ona została napadnięta i tylko się broni. Na razie, co smuci walczących, nie doszło do żadnej większej bitwy ani nawet potyczki, entuzjazm lokalnych możnych do dalszej walki więc się jedynie wzmaga. A wzmaga się nie tylko u aktualnie bezpośrednio zaangażowanych. Pogranicznicy uruchomili swoje kontakty, a ich kontakty swoje kontakty. Powolutku oba kraje gotują się do o wiele większej konfrontacji, do wyczekiwanej tak długo honorowej wojny. I to w jak słusznej sprawie! Rycerstwo i wrażliwość Artura budzi ogromny podziw i szacunek, natomiast upór i zdecydowanie Henryka są źródłem ogromnego respektu. Wieści o tak zwanej Wojnie o Adzie rozchodzą się w ekspresowym tempie. Na terenach odległych od strefy walk wieści o obronie honoru białogłowej przynoszą dreszcze i wzruszenie, jednak im bliżej strefy walk, tym emocje te zamieniają się w strach o dzień jutrzejszy i rozpacz nad dobytkiem straconym w dniu dzisiejszym.
Bretania i Królestwo Franków są na skraju wojny rodowej, wywołanej przez porwanie, rzekomy mezalians oraz spór o ziemię. Bez stanowczej i skutecznej interwencji władców, rychło poleje się krew. Jeżeli jednak któraś strona ustąpi, z pewnością straci w oczach swoich poddanych i innych władców... Przywiązanie emocjonalne możnych jednej i drugiej strony do wydarzenia jest ogromne.